Blog ten kieruję do wszystkich osób które właśnie zakończyły związek, zostały porzucone bądź tkwią w niepewnym i mają tego dość.
Ja po raz drugi wpadam w takie bagno. Pomimo to , wciąż szukam usprawiedliwienia dla tego co się dzieje dookoła. Wmawiam sobie że to siły nadprzyrodzone sprzeciwiają się przeciwko nam i staram się to jakoś zrozumieć. Jednak nie jest łatwo, dlatego chcę o tym pisać. Zobaczymy jak to się potoczy , może komuś pomogę, otworzę oczy albo rozwieję wątpliwości. Będę dzieliła się własnymi przemyśleniami .
Na początek wstawiam moją dzisiejszą rozmowę z osobą która przy mnie jest zawsze wtedy kiedy jej potrzebuję, kiedy mam słabszy dzień, nigdy nie odmawia mi rad i chociaż czasami wie że mogą zaboleć mówi mi szczerze to, co myśli. Uważam że to jest najważniejsze, umieć powiedzieć co się myśli otwarcie.
M : "dziś się dowiedziałam że M wyjeżdża na studia do miasta oddalonego o 600 km. żebyście nie myśleli że tylko Wam ciężko ... :( buziaxy"
T: "ja pierdole co za wiadomość :/"
(...)
M : "On niby zachowuje się jakbyśmy nadal byli parą, ale jednocześnie widzę to, że mnie nie kocha tak naprawdę. Nie wiem o co jemu chodzi po co tak pozoruje?!
Całą imprezę chodził i pytał "wszytsko ok, M?" "coś Ci podać M?" "w czymś CI pomóc M?"
ale to było takie, no nie wiem jak z litości czy z przymusu? Nie mam pojęcia jak to opisać :(
Później przyszedł do mnie do łóźka, jak gdyby nigdy nic...
w pewnej chwili że się poczułam . On myślał że to z przechlania, ja mu mówię " nie , M to nie alkohol, - a co to M innego? - nerwy M. - a jakie Ty miałaś ostatnio nerwy M, noo?"
Jakie miałam nerwy?! no helloł....
i w łóźku nagle jest inaczej znów jest czuły, przytula mnie, chciałby czegoś więcej.
o co do cholery chodzi?!
ratunku :( nie ogarniam!!!!
Na serio nie wiem czy to jakaś strategia?"
swoich uczuć też chyba jestem w stanie do końca opisać.
jednocześnie jest mie przestrasznie z tym że on za chwilę zaniknie, wyjedzie, że zostanę bez niego. przecież był/jest moim przyjacielem. Jak można nagle zrezygnować z przyjaźni.
Z drugiej strony ja nie wiem sama co czuję chyba , nie mam pewności na milion procent czy ja chcę takiego M.
Oczywista sprawa, chciałabym tego starego który o mnie zabiegał dbał, kochał mnie, wtedy to czułam autentycznie. Teraz miewam tego przebłyski jak np w łóźku gdy się przytula i widzę że potrzebuje bliskości nie tylko takiej fizycznej.
Wczoraj całą imprezę spędziliśmy spraktycznie osobno nie podszedł nie przytulił się, mówi że musiał zajmować się gośćmi , że nie wiedział jak się w stosunku do mnie zachowywać bo ja jestem zdystansowana coś...
a ja spędziłam mega dużo czasu z jego znajomym i było mi mega dobrze, fajnie się z nim bawiłam, jeśli taki myśli przychodzą mi do głowy to znacz że nie kocham M?
Czy może po prostu szukam pretekstu, chcę sobie udowodnić że umiem bez niego żyć?
Mam problem z interpretacją samej siebie, to jest masakryczne! Nie wiem sama co czuję i czego chce, a jednocześnie jest mi tak źle w tym obecnym stanie że już nie ogarniam.
na maxa nie chciałam mu wczoraj okazywać jak to ze mną jest że tak ubolewam że jest mi tak strasznie ciężko, i w sumie bawiłam się mega dobrze już dawno nie było tak sympatycznie!
ale czy to dlatego że on był obok? Czy po prostu to wygasło?
Mam milion pytań na które nie znam odpowiedzi...
inna sprawa że dałam sobie wczoraj dość pokaźnie. nie tak żeby tracić przytomność czy coś. Ale miałam humor, potrafiłam się śmiać i robić dobrą minę do złej gry, w środku gdzieś jednak czułam że to impreza pożegnalna i może już nigdy nie wrócę do tego domu, to tego pokoju, i jakże znajomego łóżka...
T:" (...) sam dochodzę do refleksji, że.. co za męki musi człowiek przechodzić dla miłości... co za bezsens :/"
czwartek, 29 lipca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz