sobota, 31 lipca 2010

.Ty udajesz że nie widzisz , ja udaję że nie czuję.

' Skłamałabym powiedziawszy, że o Nim nie myślę. Myślę. '

gdybym mogła być mężczyzną jeden dzień ..

...byłabym każdej spełnieniem marzeń Bogusiem Li.
i polskim Ice'm T
i smutnym kobietom zaśpiewam przez telefon jak
jak Stevie Wonder sprzed lat...
Jak to jest. Dwoje ludzi żyje razem, przez długie dni miesiące, lata ,są dla siebie wszystkim. Są spełnieniem swoich marzeń, czują się przy sobie najlepiej, rozmawiają o niczym, razem czas mija im niepostrzeżenie. Nagle coś pęka, wystarczy jeden zły gest , przestają być sobie bliscy, wkrada się pomiędzy nich niepewność, później obojętność... 
Każda osoba po nieudanym związku chyba o tym myśli, DLACZEGO? Co się stało, co zrobiłem/łam nie tak, może powinienem ustąpić wtedy? może powinienem użyć innych słów..
ale to chyba nie polega na tym, że ktoś coś źle powiedział, to nie chodzi o to że ktoś się 'pogubił'.To nie kwestia przypadku. Po prostu jedna osoba nie może żyć za dwie, nie może sama stanowić związku. Do tego potrzeba dwóch osób, w dodatku kochających się! Dlatego nie zadręczajmy się jeżeli zostaliśmy porzuceni... to przecież nie nasza wina. Głowa do góry, będzie lepiej. Z każdym dniem będziemy radzić sobie co raz lepiej, z czasem zapomnimy na tyle by żyć normalnym rytmem. Oczywiście to nie kwestia godzin, dni. To kwestia tygodni, miesięcy... 


M : " wszyscy mi mówią : to nie jest możliwe, nie wierzę że mu nie zależy coś jest nie tak, przecież musi coś czuć, też musi tęsknić. Byliście parą dwa lata o tym nie zapomina sie od tak! Wróci kiedy zatęskni, oni zawsze wracają, nie załamuj się będzie dobrze.
Ale przecież ja wiem że gdyby chciał już zrobiłby jakiś ruch i nie pozwoliłby mi odejść bo przecież nie można pozwolić odejść komuś od tak... 
między nami (nie)wiele się
zmienia. to miłość jest inna. niełatwa,
nieskromna i niewinna. i o co tyle milczenia? "

czwartek, 29 lipca 2010

po północy

M : " Jak to zwykle nocą bywa, do głowy przychodzi milion refleksji, przemyśleń. Wszystko nagle staje się o wiele bardziej utrudnione niż za dnia. Człowiek czasem nie zdaje sobie sprawy z tego co ma i docenia to dopiero po utracie. Teraz widzę jak miło było wieść sobie przez całe dwa lata miłe życie, w którym pomimo problemów dnia codziennego zawsze znajdowało się na nie złoty środek. Bo miłość uskrzydla i daje siłę... wiem to, ale wiem też jak bardzo potrafi być destrukcyjna i jak szybko potrafi doprowadzić do rozkładu psychicznego wcielenia człowieka. Z dnia na dzień jest go co raz mniej, żyje chwilą zamartwiając się i czekając na cud.
uczy się robić dobrą minę do złej gry, aż pewnego dnia zdaje sobie sprawę że nauka przyniosła efekty i nie musi już udawać, bo faktycznie życie znów zaczyna przynosić radość, a oddychanie przestaje sprawiać ból.
Zanim jednak do tego dojdzie czeka nas długa droga przez mękę... miliony wyborów, krętych dróg, wypłakanych łez, nieprzespanych nocy i pochmurnych poranków. Wszystko to ceną za piękny czas jaki był nam dany. Co dzieje się dalej... zastanawiamy się czy było warto. Czy warto poświęcać się dla tych kilku chwil radości.
Wszystko staje się jasne dopiero kiedy zakochujemy się na nowo, wtedy wiemy że warto. Szybko zapominamy o nieprzespanych nocach i wymieniamy je na słodkie pocałunki i spacery do rana. Zapominając o przeszłości , starając się ją wymazać. jednak zawsze pozostaje w nas jakiś ślad który może odezwać się w najmniej porządanej chwili. 
no cóż pozostaje czekać na te lepsze dni. "

na początek.

Blog ten kieruję do wszystkich osób które właśnie zakończyły związek, zostały porzucone bądź tkwią w niepewnym i mają tego dość.

Ja po raz drugi wpadam w takie bagno. Pomimo to , wciąż szukam usprawiedliwienia dla tego co się dzieje dookoła. Wmawiam sobie że to siły nadprzyrodzone sprzeciwiają się przeciwko nam i staram się to jakoś zrozumieć. Jednak nie jest łatwo, dlatego chcę o tym pisać. Zobaczymy jak to się potoczy , może komuś pomogę, otworzę oczy albo rozwieję wątpliwości. Będę dzieliła się własnymi przemyśleniami .

Na początek wstawiam moją dzisiejszą rozmowę z osobą która przy mnie jest zawsze wtedy kiedy jej potrzebuję, kiedy mam słabszy dzień, nigdy nie odmawia mi rad i chociaż czasami wie że mogą zaboleć mówi mi szczerze to, co myśli. Uważam że to jest najważniejsze, umieć powiedzieć co się myśli otwarcie.

M : "dziś się dowiedziałam że M wyjeżdża na studia do miasta oddalonego o 600 km. żebyście nie myśleli że tylko Wam ciężko ... :( buziaxy"

T: "ja pierdole co za wiadomość :/"

(...)

M : "On niby zachowuje się jakbyśmy nadal byli parą, ale jednocześnie widzę to, że mnie nie kocha tak naprawdę. Nie wiem o co jemu chodzi po co tak pozoruje?!
Całą imprezę chodził i pytał "wszytsko ok, M?" "coś Ci podać M?" "w czymś CI pomóc M?"
ale to było takie, no nie wiem jak z litości czy z przymusu? Nie mam pojęcia jak to opisać :(
Później przyszedł do mnie do łóźka, jak gdyby nigdy nic...
w pewnej chwili że się poczułam . On myślał że to z przechlania, ja mu mówię " nie , M to nie alkohol, - a co to M innego? - nerwy M. - a jakie Ty miałaś ostatnio nerwy M, noo?"
Jakie miałam nerwy?! no helloł....
i w łóźku nagle jest inaczej znów jest czuły, przytula mnie, chciałby czegoś więcej.
o co do cholery chodzi?!
ratunku :( nie ogarniam!!!!
Na serio nie wiem czy to jakaś strategia?"

swoich uczuć też chyba jestem w stanie do końca opisać.
jednocześnie jest mie przestrasznie z tym że on za chwilę zaniknie, wyjedzie, że zostanę bez niego. przecież był/jest moim przyjacielem. Jak można nagle zrezygnować z przyjaźni.
Z drugiej strony ja nie wiem sama co czuję chyba , nie mam pewności na milion procent czy ja chcę takiego M.
Oczywista sprawa, chciałabym tego starego który o mnie zabiegał dbał, kochał mnie, wtedy to czułam autentycznie. Teraz miewam tego przebłyski jak np w łóźku gdy się przytula i widzę że potrzebuje bliskości nie tylko takiej fizycznej.

Wczoraj całą imprezę spędziliśmy spraktycznie osobno nie podszedł nie przytulił się, mówi że musiał zajmować się gośćmi , że nie wiedział jak się w stosunku do mnie zachowywać bo ja jestem zdystansowana coś...
a ja spędziłam mega dużo czasu z jego znajomym i było mi mega dobrze, fajnie się z nim bawiłam, jeśli taki myśli przychodzą mi do głowy to znacz że nie kocham M?
Czy może po prostu szukam pretekstu, chcę sobie udowodnić że umiem bez niego żyć?
Mam problem z interpretacją samej siebie, to jest masakryczne! Nie wiem sama co czuję i czego chce, a jednocześnie jest mi tak źle w tym obecnym stanie że już nie ogarniam.

na maxa nie chciałam mu wczoraj okazywać jak to ze mną jest że tak ubolewam że jest mi tak strasznie ciężko, i w sumie bawiłam się mega dobrze już dawno nie było tak sympatycznie!
ale czy to dlatego że on był obok? Czy po prostu to wygasło?
Mam milion pytań na które nie znam odpowiedzi...

inna sprawa że dałam sobie wczoraj dość pokaźnie. nie tak żeby tracić przytomność czy coś. Ale miałam humor, potrafiłam się śmiać i robić dobrą minę do złej gry, w środku gdzieś jednak czułam że to impreza pożegnalna i może już nigdy nie wrócę do tego domu, to tego pokoju, i jakże znajomego łóżka...

T:" (...) sam dochodzę do refleksji, że.. co za męki musi człowiek przechodzić dla miłości... co za bezsens :/"